Mają rację ci, którzy twierdzą, że prawo w naszym kraju jest skomplikowane. Przekonują się o tym coraz częściej osoby, które razem z autem z zagranicy musiały kupić też tak zwaną kartę pojazdu. Płacili za to słono. Okazuje się, że niepotrzebnie.
Pod koniec 2003 roku ówczesny minister infrastruktury zapisał w swoim rozporządzeniu, że osoba, która sprowadziła sobie auto z zagranicy i chce je zarejestrować w Polsce powinna wykupić do niego tak zwaną kartę pojazdu, za którą ma zapłacić 500 zł. To niebagatelna cena, ale skuszeni atrakcyjnymi cenami zagranicznych aut kupcy wliczali to w swoje koszty.
Jednakże już w roku 2006 Trybunał Konstytucyjny orzekł, że starostwa pobierając tak dużą kwotę łamią ustawę zasadniczą, czyli Konstytucję RP i prawo o ruchu drogowym. Koszt takiej karty nie powinien być bowiem wyższy niż wydatek na jej druk oraz dystrybucję, czyli jak obliczono 75 zł.
Nie wszyscy jednak o tym wiedzą, a i droga odzyskania nadpłaconych pieniędzy jest dość skomplikowana. W 2004 roku kupiłem auto i musiałem zapłacić 500 zł na tę kartę. To duża kwota biorąc pod uwagę, że za samo auto zapłaciłem 2000 zł. Pierwszy raz słyszę, że mogę odzyskać teraz 425 zł. Nikt mnie o tym nie poinformował! – żali się nam Jan Wiktor spod wadowickiej gminy. Jak zapewniają w starostwach Starosta jako organ administracji publicznej nie posiada możliwości podjęcia działania co do zwrotu zawyżonych opłat za kartę pojazdu, w związku z brakiem podstaw prawnych do takiego działania.
Jak więc można odzyskać te 425 zł za swoją kartę pojazdu? Okazuje się, że wyłącznie sądownie. Tak jest zapisane w stanowisku Ministerstwa Transportu i Budownictwa wydanym zaraz po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Nie każdy jednak decyduje się na takie rozwiązanie ze względu na obawę przed ewentualnym przegraniem sprawy ze starostwem. Jednakże nie ma się czym martwić zapewniają prawnicy. Nie ma starostwa, które by taką sprawę wygrało – mówi Kronice Beskidzkiej adwokat Klaudia Starzak. W wyrokach spraw sądowych prowadzonych przez adwokatkę zawarte jest stwierdzenie, że takie opłaty to nie „nadpłata”, której termin przedawnienia wynosi tylko 5 lat, ale tzw. „niezależne świadczenie” w rozumieniu art. 410 par.2 k.c., który przedawnia się dopiero po 10 latach. Jest więc o co walczyć.
Użytkownicy zagranicznych aut to nie jedyni stratni w tej gmatwaninie przepisów prawa. Starostwa, które pobierały opłaty teraz z własnych budżetów muszą płacić nie tylko koszty różnicy w cenie karty pojazdu , ale także koszty przedstawicieli sądowych jak i te procesowe. A kwoty są ogromne.
Jak donosi Kronika w sąsiednim-suskim powiecie w latach 2004 -2006 starostwo wydało 2927 kart pojazdów. Każda po 500zł. „Zarobiło” na tym jakieś 1,5 mln zł. Jeśli każdy posiadacz takiej karty zwróciłby się o zwrot nadpłaty, to tylko to kosztowałoby starostwo ponad 1,2 mln zł.
Niestety wadowickie starostwo nie było w stanie przedstawić swoich statystyk, ponieważ, jak pisze tygodnik, nie ma ich w systemie komputerowym.
Powiaty postawione przed sytuacją tak dużego obciążenia swoich i tak małych budżetów postanowiły się bronić i pozwały zbiorowo Skarb Państwa o odszkodowanie i cały czas mają nadzieję, że zapadnie w tej sprawie korzystny wyrok.